piątek, 20 kwietnia 2012

Candy

Niewielki pająk za oknem nie może się zdecydować , schodzi w dół , buja się chwilkę i wraca do góry , cały czas na jednej nici pajęczyny :))) Biedak chyba  nie wie co ma robić bo  pogoda też nie może się zdecydować, to pada deszcz to świeci słońce. Mam nadzieje , że w końcu zrobi się ciepło i słonecznie bo mam po dziurki w nosie zimna, wiatru  i deszczu , chcę słońca, słońca i jeszcze raz słońca ! Chcę ciepłej wiosny , radości i dobrego humoru , który zawsze towarzyszy mi w słoneczne dni , wtedy cały świat wydaje się piękniejszy :)
W jednej z ulubionych bajek mojego synka Norek mówi do małego kaczorka : "Wiosna to owce ..."
No cóż , nornikiem nie jestem, góralem też  i wiosna niespecjalnie kojarzy mi się z owcami na zielonych pastwiskach ;) za to  zdecydowanie kojarzy mi się z kwiatami i kolorami  . By umilić sobie oczekiwanie na nadejście słonecznej pogody , wprowadzam do domu coraz więcej pastelowych akcentów.Może to przywoła słońce ? ;)
A żeby i Wam zrobiło się  , organizuję małe  candy  .
Do wygrania metalowe osłonki na doniczki we wiosennych , wesołych kolorach. Wczoraj odwiedziłam nowy SH i trafiłam na pościel w kwiatuszki , więc do każdego zestawu dokładam po kawałku tkaniny.
- zestaw nr. 1 kwiecista tkanina i duża , błękitna osłonka
- zestaw nr.2. kwiecista tkanina i 2 małe osłonki ( błekitna i zielona)



Zasady pewnie większości z Was znane:
- na swoim blogu , w bocznym pasku wklejacie zdjęcie z tego postu wraz z odnośnikiem do mojego bloga (czyli taką aktywną fotkę ;)
-w komentarzu pod postem zgłaszacie chęć udziału w Candy
- czekacie na losowanie  , które odbędzie się 30 kwietnia;)



 Zmieniłam co nieco w kąciku Adasia  . Właściwie tylko przerobiłam troszkę jego łóżeczko . Wywaliłam szczebelki z przedniego panelu , dolną listwę przykręciłam do góry nogami by nie było widać dziur po szczebelkach (samej listwy nie widać na zdjęciu , przykrywa ją kapa ;) , a górną listwę zamontowałam na środkowych dziurkach  ( środkowy poziom wysokości materaca) jako zabezpieczenie przed wypadnięciem mojej myszki z wyrka. Dziś testowaliśmy i zdało egzamin...listwa jest na tyle nisko , że Adaś jest w stanie wdrapać się do łóżeczka ale z niego nie wypada podczas snu :)
 Kapa i poduchy to jedynie przymiarki  do zmian kolorystycznych i ochrona pościeli przed Tosią ;) Na razie jestem na etapie zbierania dodatków do kącika w stylu morskim ( choć pewnie bez kilku "ato" (aut ) się nie obędzie ;) oraz planowania zestawienia kolorystycznego . Jesli ktoś z Was zna jakieś fajne miejsce w sieci z dodatkami marine , będę bardzo wdzięczna za adresy :) Największy problem będzie z dywanem .Szukam czegoś w rozsądnej cenie ale bezpiecznego dla szalonego prawie dwulatka . Obecnie mam niebieski dywan Fabler bodajże (ikeowski) , jego wzór nie pasuje do pokoju morskiego ale za to ma solidny , gumowy spód i jest łatwy w czyszczeniu. 


                                

Na koniec chciałam się pochwalić , że Tosia niedawno została kobietą ;) a jednocześnie jako pierwsza z moich ogonków nie została brutalnie pocięta w celu sterylizacji , co niesie za sobą nie tylko ryzyko niewybudzenia się z narkozy i innych komplikacji pooperacyjnych , ale również zwiększa ryzyko zachorowania fretki na guza nadnerczy (Nadża [+]) . U Tosiaczka zastosowaliśmy ( znaczy ja się zdecydowałam a wykonał kochany dr.Botko :) nową metodę tj. wszczepienie implantu Suprelorin.  Na razie wszystko jest w najlepszym porządku : wisienka maleje w szalonym tempie , ustąpił okropny łupież , Tosia jakaś jeszcze bardziej żwawa i radosna niż podczas rujki ( implant najlepiej wszczepić przed rują , my niestety nie zdążyliśmy...Toska zarujkowała akurat podczas urlopu naszego "dr. Dolittle " , a ja , szczególnie po śmierci Fufci ;( innym wetom nie ufam ).
Mam jedynie nadzieję , że Tosik po ustąpieniu rujki nie zmieni swego zachowania , bowiem ....no jest cudnie po prostu !!!! Po ok.8 miesiącach z nami , Tosia najbardziej gryząca z moich fret , na początku wręcz dziko gryząca , zmieniała się we fretkę cud ! ( no prawie ;) Śpi w jednym pokoju ze mną i Adasiem !
Gania z młodym i krew się nie leje :))) jedynie pozostał jej jakiś wampirzy popęd do moich kostek u rąk :)))
Żeby było jasne :
mimo wszystko dalej stoję na stanowisku iż fretka i dziecko to ryzykowny pomysł dla ludzi , którzy już fretki posiadali , dla rodziców , którzy z fretkami nie mieli  nigdy przedtem do czynienia..., powiem brutalnie , pomysł po prostu skończenie głupi :(
Mi , osobie mającej do czynienia z fretkami od ponad 10 lat , "wychowanie" Tosi zajęło masę czasu , kosztowało masę nerwów , litry krwi ;) ,dziesiątki  nieprzespanych nocy , setki chwil zwątpienia i morze wylanych łez ( ciężko było , aż mi jakoś łzy popłynęły na wspomnienie tych miesięcy ) Udało się , ale patrząc z perspektywy czasu muszę przyznać , że biorąc Tosię nie postąpiłam za mądrze ... a gdyby się NIE udało ...najbardziej ucierpiałaby Tosia , zamknięta na większość czasu w kuchni a ja mogłabym jej poświęcić 2 godz. zabawy dziennie w czasie snu Adasia ...
Trochę się zafretowałam ;) a tego nie miało być w tym poście.Wpis o Tosi planuję od dawna ale jakoś się zebrać nie mogę .Wpis o Tosi musiałabym zacząć od moich księżniczek Nadzy i Fufci , a mimo , że od ich odejscia upłynął prawie rok , nie jestem jeszcze  gotowa , wciąż odpycham myśli o nich bo jeszcze za bardzo boli :(  Ale kiedyś w końcu zamęczę Was fretkową opowieścią ;)
Buziaki




środa, 18 kwietnia 2012

....

 Niedawno  Jolanna  pokazała na swoim blogu śliczne tabliczki . Zamówiłam je od razu a na drugi dzień okazało się , że owe cudeńka pojawiły się również w miejscowej kwiaciarni .Jako , że Jolanna miała wielu chętnych na tabliczki a wykupiła wszystkie , które  były w sklepie ,  zrezygnowałam ze swojego "przydziału" , kupie je sobie w kwiaciarni. Na razie kupiłam jedynie serduszko do kompletu :)

Na środkowym zdjęciu jest francuska butelka na mleko z gąskami , którą upolowałam niedawno w miejscowej "graciarni".





W drodze z Poznania wstąpiłam na chwilkę do Czacza , przystanek był zupełnie nieplanowany , pogoda okropna , samochód zapakowany po brzegi i ogólnie nie nastawiałam się na zakupy , ale przecież taki drobiazg jak poduchy siedziska zawsze się przydada ;) Nowiuteńkie , w moje ulubione pasy , 2 szt za całe 15 zl :D



Buziaki

niedziela, 8 kwietnia 2012

Radosnych Świąt !!!


Życzę Wam moi mili spokojnych  Świąt ,
przepełnionych radosnymi chwilami w gronie ukochanych osób  :)
Smacznego jajka , mokrego Dyngusa oraz słonecznej pogody do rodzinnych , świątecznych spacerów !
Wesołych Świąt !!!!!!!!!!!!!!!!!!!

piątek, 6 kwietnia 2012

Wspomnienie Roczku i przepis na wszelki wypadek ;)

Powinno być świątecznie a będzie "roczkowo" .Święta spędzam u rodziców , Adaś wdrapuje się coraz wyżej i wykazuje coraz większą inwencje w temacie podstawek  ( o zgrozo ulubionym "schodkiem" pozwalającym mu sięgnąć wyżej jest bujany (!) pies ) więc niespecjalnie mam ochotę tworzyć świateczne dekoracje , które w krótkim czasie uległyby zagładzie w twórczych rączkach Adasia , ewentualnie zostały rozszarpane bądź rozdrapane przez Tosię , pałającą równie wielką chęcią zniszczenia co Adaś . Zniszczenia tylko w moim mniemaniu .... "Zniszczenia" .... prawdopodobnie moje dwa serca byłyby oburzone takim stwierdzeniem :) Widząc ich zadowolone miny jestem głęboko przekonana , iż np. zasysanie wody z kupka niekapka , wypluwanie jej na podłogę i rozmazywanie rękami i nogami , rozmazywanie kremu po łóżku i firanach, wydłubywanie klawiatury z  laptopa  (Adaś) ... wydrapywanie gumowego spodu dywanu lub przegryzanie węża od pralki (Tosia) są traktowane przez nich oboje jako zajęcia niezwykle ważne , twórcze a efekty tych prac przepełniają ich wielką dumą :))))


W związku z powyższym poprzestanę na zawieszeniu  kilku  marnych dekoracji tam gdzie nikt prócz mnie nie sięga , a wyżyję się kulinarnie . I właśnie z planowania " kulinarnych wyżyć" powstał dzisiejszy , mało świąteczny post . Wczoraj pół dnia szukałam przepisu na pasztet drobiowy .Niestety w sprawach papierkowych straszna ze mnie bałaganiara :( Co jakiś czas zakładam domowy zeszyt z mocnym postanowieniem , że będzie on służył zapisywaniu jedynie np. przepisów kulinarnych .Po kliku tygodniach okazuje się , że jakimś cudem zeszyt jest chudszy o połowę,  a w dodatku oprócz przepisów znajdują się w nim kredytowe wyliczenia , zarzucone listy zakupów , rysunki wymarzonego domu, szkice mieszkania kumpeli itp itd. Staram się więc porządkować , wyrywam co ważniejsze przepisy i chowam ...zazwyczaj chowam tak , ze później nie mogę ich znaleźć :))) No i takim sposobem spędziłam pół dnia na szukaniu głupiej kartki. A przepis ważny dla mnie bardzo bo na pasztet w 100% drobiowy czyli bez smalcu , boczku itp ale jednocześnie gładki , nierozsypujący się , nadający się do smarowania pieczywa .
Gdy w końcu wydałam z siebie głośnie "ufffffffff' trzymając zagubioną kartkę w ręce , pomyślałam , że muszę ocalić od zagubienia jeszcze jeden przepis .Ten akurat mam w zakładkach ale , że komputer rzecz złośliwa i lubi się psuć , postanowiłam co cenniejsze przepisy umieszczać w bardziej bezpiecznym miejscu :) Poza tym, być może przydadzą się one jakiejś kobitce debiutującej w temacie tortów ( a właściwie ich dekorowania).


O torcie :
Środek tortu - wedle preferencji . Przyznam , że tortów nie lubię , szczególnie takich z masami maślanymi. Nasączonych biszkoptów również , wydają mi się mdlące i zbyt słodkie. Dlatego mój tort (również ze względu na rocznego wtedy Adasia ) był kombinacją biszkoptu i masy piankowej , truskawkowej ( robionej podobnie jak sernik na zimno , z ta różnicą  , że zamiast sera użyłam jedynie domowej bitej śmietany ).
Masa maślana , dla mnie osobiście wstrętna w smaku ( choć mój tata pochłaniał kawałki tortu w całości za masą cukrową i maślaną  :))) jest niezbędna dla gładkiego ułożenia masy cukrowej ( poza tym nie może się ona stykać z przełożeniem tortu czyli bita śmietaną ) ale podczas jedzenia tortu ,łatwo daje się ją oddzielić wraz z masą cukrową .
Masa cukrowa jest naprawdę nieskomplikowana , choć pracochłonna szczególnie jeśli chcemy ją zabarwić na inny kolor . Glukozę można kupić w większości aptek . Co do barwników ..zarówno do lukrowania pierników , jak i masy cukrowej polecam barwniki w żelu (np. firmy Wilton), które nie rozrzedzają barwionego produktu.
Pamiętam , że przeszukując rok temu różniaste tortowe fora i strony , spotkałam się z częstym stwierdzeniem iż bardzo trudno jest samodzielnie uzyskać masę cukrową czarnego koloru . Ponoć czarne barwniki w żelu przy wysychaniu dają kolor szary . Ja takowego barwnika akurat nie miałam i na ryzyk fizyk zmieszałam barwik zielony z granatem i z tego co pamiętam odrobiną czerwieni . I jakimś cudem wyszło super ! ( ulica na torcie )
W sumie miałam w planach tort bardziej niemowlakowy (jakieś misie , marynarze itp) ale mój synek od początku pałał wielką miłością do aut. Pierwszym jego słowem było...brrrruum :) Drugim....car :) Potrafił się obudzić w środku nocy goraczkowo powtarzając :"Brrrrum , ato , car, bruuuuuuuuuuuum " haha Więc tort musiał być brrrrum :) !
Przyznaję , że poszłam na łatwiznę , brrrumy , biedronki i drzewka kupne . Ulica też pewnie byłaby kupna ale ...dziewczyny na forach miały rację ! sklepowa szosa była paskudnie szara . Moja ulica może nie jest idealna ale przynajmniej czarna :D

Jeśli chcemy uzyskać błyszczące ozdoby (jak moja ulica) wystarczy je posmarować wodą . Ozdoby przyklejałam na średnio rzadki lukier ( jedynie auta, na samym końcu ozdabiania , przykleiłam na wodę ). Kółka i literki wykrawałam foremkami do ciastek.

Masę cukrową zrobiłam z podwójnej porcji , 1 porcja białej masy na pokrycie tortu śr. ok 30 cm , druga na ozdoby ( zostało mi sporo z drugiej porcji ale na pierwszy raz wolałam zrobić za dużo niż za mało ;) .

Wskazówki :
- przy wyrabianiu ozdób należy wziąć mały kawałek resztę szczelnie owinąć  folią  bowiem masa szybko wysycha i zaczyna się kruszyć . Gdy za bardzo nam przeschnie lub dodamy za dużo cukru pudru , można rozetrzeć w rękach kawałek Planty i wgnieść w masę
- tort po obłożeniu masą cukrową trzymać w lodówce ustawionej na wysokie chłodzenie , Dobrze też porozwieszać gdzie się da , wokół tortu , bawełniane ściereczki kuchenne ( np. na półce w drzwiach , podnieść część kratki jeśli mamy możliwość i tam zawiesić ściereczkę ) .Uchroni to tort przed powstaniem tzw. "rosy" , wygląda to jakby tort się pocił i niestety nawet usunięcie kropli ręcznikiem kuchenny nie daje zbyt wiele...zostają brzydkie kraterki na masie cukrowej )




Cytuję przepisy:

Na masę maślaną (pod masę cukrową ) :

  • ½ szklanki cukru,
  • 1 kostka masła,
  • 2 łyżki ekstraktu waniliowego (lub opakowanie cukru waniliowego),
  • sok z cytryny (z około połowy).
Masło utrzeć na puch, dodać resztę składników. Masą maślaną wysmarować tort.
Przed pokrywaniem tortu masą cukrową warto tort schłodzić w lodówce. Będzie bardziej stabilny i łatwiej będzie go dekorować.

Na masę cukrową :

"ok. 80 dag cukru pudru
50 g glukozy ( w proszku)
4 łyżeczki żelatyny
70 ml zimnej wody
3 łyzeczki margaryny ,,Planta,,
olejek migdałowy ( ja wlewam całą buteleczke).....[ a ja czyli Bernadetta nie wlewam całej buteleczki a "na oko" powiedzmy ok 1/3 buteleczki ;)]

Wersja do druku
Wyślij przepis
skomentuj
Biała masa cukrowa
Wykonanie :
zalać żelatynę zimną wodą,odstawić na ok 5 minut

postawić żelatynę nad parą wodną , mieszać aż się ,,rozluźni,,

wsypac glukoze,
uważać ,zeby papka się nie zagotowała! Jeśli sie zagotuje należy zacząć od nowa

Dodać Plantę i zdjąć miskę z ognia zanim tłuszcz całkowicie się roztopi.



Wlac olejek migdałowy

połączyć papkę z cukrem pudrem, wyrabiać aż masa będzie plastyczna .
cukier puder należy dosypywać stopniowo. Jesli uznasz ,ze masa ma odpowiednią konsystencję to nie dosypuj więcej .
Jeśli masa jest zbyt klejąca dodaj cukru, jesli będzie zbyt sucha dodaj Planty


Gotową mase cukrową można wałkować na blacie posypanym mąka ziemniaczaną .
Można też posmarować blat i wałek cienką warstwą planty ( ja polecam mąkę ziemniaczaną)


Rozwałkowaną mase zwinąć na wałek lub układając na przedramieniu przeniesć na tort , dopasowac rękami i obkroić niepotrzebne boki."
żródło Wielkie Żarcie    


wtorek, 3 kwietnia 2012

Ale jaja !!!!!!!!! i Sól Królów

Z moich meblo- robótkowych planów nici , rozłożyło mnie na łopatki .Wstrętne choróbsko ! Złapało mnie pierwszy raz od 2,5 roku  , trzyma i na razie nie chce puścić .
 Adasia też dopadło , pierwszy raz w życiu, nigdy nawet kataru nie miał , więc nie będę narzekać . Tym bardziej , że  zaczęło się od 39 stopniowej gorączki  a  mały rojber poradził sobie z choróbskiem w ciągu 2 dni :) Mój mały , dzielny mężczyzna  :D

Podejrzewam , że to Adaś  przywlókł choróbsko . W środę obcałowywał koleżankę w piaskownicy hihihi a wieczorem już miał gorączkę  , dwa dni później przeszło na mnie . Amorów mu się zachciało, lovelas jeden  :)))))))

Za to przynajmniej mam czas trochę pobuszować w necie i  pooglądać blogi :)
W ramach przymusowego odpoczynku od cięższych prac postanowiłam przetestować "Sercowe jaja" , które Magda wyszperała gdzieś w necie . Pomysł rewelacja , choć wykonanie nie tak proste jakby się mogło wydawać .
Raz , że jaja trzeba ugotować na niezbyt miękko ale też nie mogą być za twarde. Dwa  ...to "jaja popisowe " ;) więc trzeba je obrać idealnie ( co mi się nie udało) .No i całe ściskanie i wiązanie wymaga treningu hihihi
Jaja mało  kształtne mi wyszły  , ale pomysł jest tak ciekawy  , że  chyba warto  przekazać go dalej :)  .
W końcu Wielkanoc tuż tuż a sercowate jajka będą ciekawą ozdobą świątecznego stołu :)

Przez chorobę musiałam wykorzystać materiały , które miałam w domu, więc użyłam sznurka , kartoników i małych pędzelków. Na oryginalnym zdjęciu były kartki z bloku technicznego , gumki recepturki i niezidentyfikowane patyczki , przypominające patyczki od pędzelków właśnie ;)


Jaja gotujemy , obieramy gorące , z papieru robimy łódeczki , wsadzamy jajko , przyciskamy patyczkiem .Następnie końcówki papieru wraz z patyczkiem obwiązujemy gumkami. Zostawiamy do ostygnięcia  , kroimy na pół i gotowe :)




 Z kulinarnych ciekawostek .
Jakiś czas temu trafiłam na  rodzaj soli ,która jest  ponoć  najczystsza i  najzdrowsza na świecie . Odkryłam ją w miejscu dość dziwnym jak na nowinki kulinarne bowiem na jednej z fretkowych stron :)  Szukając składu diety fretkowej opartej jedynie na surowym mięsie , kościach i minerałach trafiłam na wzmiankę o Różowej Soli Krystalicznej Himalajskiej.Fretki , jak większość zwierząt, nie mogą jeść soli ,  dozwolony jest jedynie niewielki dodatek soli himalajskiej, mający na celu wzbogacenie ich diety w cenne minerały.



Okazuje się , że sól ta występuje tylko w jednym miejscu na ziemi ,  w górach Karakorum w Pakistanie .
W dawnych czasach nazywana była Solą Królów bowiem zarezerwowana była jedynie dla rodzin królewskich.
 . Oryginalna sól himalajska zawiera 84 minerały w formie koloidalnej - łatwo przyswajanej przez organizm .

"Życie nie jest możliwe bez soli. Jednak spożywanie soli nas zabija. Dlaczego tak się dzieje? Otóż, nasza sól kuchenna nie ma nic wspólnego z oryginalną solą krystaliczną o której mówimy. Sól to w dzisiejszych czasach głównie chlorek sodu a nie solą. Naturalna sól krystaliczna składa się nie tylko z dwóch, ale ze wszystkich naturalnych pierwiastków. Są one identyczne z pierwiastkami naszego ciała, które je budują i może je znaleźć w "pierwotnym oceanie", z którego pochodzi całe życie.
Co ciekawe, nasza krew to sól zawierająca ten sam roztwór solny jak w przypadku morza pierwotnego. To płyn składający się z wody i soli. Ma również ten sam stopień zagęszczenia. Przepływa przez ponad 56.000 mil dróg wodnych i naczyń krwionośnych w całym organizmie wraz z siły ciężkości i lekkości oraz reguluje i równoważy funkcje naszego organizmu."


Źródło   Bogutyn Młyn 
(polecam przeczytanie całego artykułu dostępnego pod tym adresem )